Tak oto wstawiam Wam kolejny rozdział na który czekaliście dosyć długo. Z góry przepraszam za błędy, bo właśnie wróciłam natchniona z Lublina z komunii i dokończyłam rozdział. Mam nadzieję że wam się spodoba!!
Krople deszczu dawały o sobie znać. Uderzały z sekundy na sekundę z coraz większą siłą. Kili przedzierając się przez las cały czas mrużył oczy. Strumyk przez który musiał przejechać nie przypominał już dawnego spokojnego źródełka. Wyglądało to bardziej na potok. Z momentem, w którym zobaczył strumień przed oczami ujrzał wspomnienie. Dziewczynę z mokrymi włosami budującą tamę wraz z jego bratem. Tylko dlaczego miał on poranioną twarz? Nagle potok przybrał jeszcze bardziej na sile. Orzeźwiło to Kiliego, który dopiero teraz zdał se powagę z sytuacji. Nie łatwo jest przeskoczyć, a co dopiero bezpiecznie przeskoczyć wodę która to zabierała ze sobą ziemie. Popatrzył uważnie co dzieje się dalej, musi poszukać najwęższego miejsca. Jest! Jest małe zakole. Jeden brzeg położony jest akurat wyżej od drugiego. Cóż krasnolud ten nie miał w swoich nawykach myślenia. Popędził wierzchowca i wyskoczył. Z pod kopyt oderwały się kawałki ziemi. Koń wylądował na drugim brzegu i popędził przed siebie. Kili w myślach szukał ich miejsca. Jezioro, drzewa wielki głaz na który zawsze się wspinali. Gdzie to na Durina jest! Z nozdrzy konia leciała para, a z twarzy Kiliego można było wyczytać smutek, złość i niemoc.
*
Otworzyłem powoli oczy. Poczułem nagły, ale cholernie ogromny ból. Jego przyczyną była noga. Siadłem, oparłem się o kamień i zacząłem dokładnie analizować co mogę robić nad wzburzoną taflą wody? Nagle wspomnienia wróciły tak szybko jak szybko o nich zapomniałem. Dziewczyna, koń, jaskrawo niebieskie światło. Wszystko składa się w całość. Przetarłem ręką włosy i próbowałem przypomnień sobie kogo dokładnie widziałem. Twarzy kobiety jednak nie potrafiłem dokładnie rozpoznać. Rzeczywistość wyrwała mnie z zamyśleń. Deszcz uderzył w moją twarz a ja odruchowo odwróciłem głowę, chowając ją w rękach. Ten ruch przypomniał mi o dzieciństwie. Zawsze tak robiłem, potem już nie mogłem. Musiałem jakoś zawsze pocieszać i udać twardziela przy bracie.
- Tauriel - szepnąłem na głos. Na Durina jak jej się coś stało to ten idiota mnie zabije! Dlaczego byłem tak głupi i puściłem ją samą. Co jeżeli wojska Króla ją złapały? Pal licho, gorzej jak ją zabili. Nie miał bym już po co wracać do królestwa. Kili zabił by mnie, tak to najlepsze rozwiązanie. Gorzej jak znowu będę widział oczy, oczy pełne smutku, niechęci do życia. Pozbawione radości z życia. I jak tu mam żyć w Śródziemiu ze świadomością, że zawiodłem brata?
- Fili - melodyjny głos rozbrzmiał wśród deszczu - musisz pomóc bratu.
Nie wiedziałem kto wypowiada te słowa. Wstałem powoli, jednak poczułem ogromne uderzenia gorąca, które rozlewało się po całej nodze. Ból po raz kolejny przeszedł moje ciało, a ja ledwo utrzymałem się w pionie. Poświata znajdywała się bliżej tafli jeziora. Widziałem kontur postaci, kasztanowe włosy sięgające powyżej bioder. Ból nie miał już znaczenia, ciekawość była ważniejsza niż ból rozrywający nogę.
- Co wiesz o moim bracie? - wysyczałem przez zęby.
Dziewczyna odwróciła się z pochyloną głową w dół. Mokre pasma włosów poprzyczepiane do twarzy dodawały jej ogromnej urody. Na Durina! Co ja wygaduje..
- Jedzie po ciebie, tylko odsuń się bardziej w prawo. No chyba że wolisz wylądować w jeziorze - Przetarła ręką twarz, i ukazały mi sie nienaturalnie błękitne oczy. Było one niesamowicie jasno niebieskie.
Odruchowo udałem się w prawo.
- Kim jesteś, skąd wiesz że mam brata! - Nie panowałem nad sobą. Czułem że zaciskam pięść z całej siły.
- Nie zmieniłam się aż tak bardzo, no może tylko kolor oczu. Sądziłam że jednak ty mnie poznasz - dziewczyna kierowała się w stronę konia - przytrzymaj go, zaraz będziesz miał gościa.
- Sigrid - sam nie wiedziałem już wtedy czy mówiłem to z trwogą czy z radością w głosie.
Dziewczyna jedynie odwróciła sie do mnie plecami i kierowała sie w stronę gąszczu. Nie mogę jej stracić! Złapałem ja z nadgarstek, nie wiedziałem z jaką siłą. Wiem tylko że stanęła w miejscu. Zobaczyłem płynące krople deszczu po jej twarzy, jaki ja byłem głupi. Delikatnie dotknąłem jej twarzy, była cholernie lodowata. Nie odstraszyło to mnie. W jej oczach widziałem dzieciństwo, to które zostało jej zabrane. Chciałem, pragnąłem tego. Jej oczy zdawały się przenosić w inny wymiar. Nie obchodziło mnie to już czy pada deszcz.
Odwróciłem sie gwałtownie a z lasy wyskoczył Koń z jeźdźcem na sobie. Koń poślizgnął sie w tym miejscu gdzie stałem dosłownie przed chwilą. Spojrzałem na zakapturzoną postać. Kili!! Dzieki Durinowi!! Odwróciłem sie w kierunku dziewczyny jej już nie było. Przecież nie mogła gdzieś zniknąć.
- Coś sie stało - Kili patrzył na mnie uważnie.
- Dzięki braciszku,po raz kolejny wpadłeś w najlepszym momencie.